Strona Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich

Ułan Wołyński nr 26 czerwiec 2006 rok


Zdjęcie starszego wachmistrza za Szwadronu Reprezentacyjnego Wojska Polskiego
Fotografia i opracowanie graficzne Włodzimierz Majdewicz
Spis treści
1. Mokra - Ostrowy S. Koszutski strona 1
2.Oficerowie 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych
Wł. Majdewicz strona 15
3. Dominik Demczuk J. Demczuk strona 18
4.Żołnierze Armii Krajowej rodem
z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
Z. Piasecki strona 31
5. Z życia Stowarzyszenia H. Różycka strona 33
6. Otwarcie Hali Sportowej w SP 204 w Radości H. Różycka strona 35

Ułan Wołyński nr 26 czerwiec 2006 rok
Stanisław Koszutski
Mokra Ostrowy


       Przedstawiamy kolejny rozdział książki ppłk.dypl. Stanisława Koszutskiego „Wspomnienia z różnych pobojowisk”. W przedmowie do tej pracy generał Stanisław Maczek napisał:
       „Wspomnienia płka.dypl.”Szczutka” Koszutskiego są dla wszystkich czytelników – wojskowych i niewojskowych, młodych i starych, militarystów i anty militarystów. Nie apelują do czyjejś wiedzy wojskowej, do czyjejś znajomości dogmatów strategicznych, operacyjnych, czy taktycznych –nie apelują do zrozumienia rzemiosła żołnierskiego. Apelują wprost do serca i wyobrażni czytelnika.

       1-go września o świcie zostałem obudzony przez gońca ze sztabu. „Pan kapitan ma się natychmiast zameldować w dowództwie brygady. Rozkaz szefa sztabu.”.- Cóż pali się tam, że nie mogę się nawet ogolić? - spytałem sympatycznego Janka.„Ano wojna się zaczęła” spokojnie odpowiedział Janek. Wyrzuciło mnie z kwatery jak z procy. Pierwszy widok, jaki zobaczyłem to stojący na stanowiskach obok mojej chałupy Pluton artylerii przeciwlotniczej właśnie w tym momencie otwierający ogień. W górze szły, samoloty, obok których zaczęły rozwijać się szrapnele plutonu.
       „Czy Pan zwariował poruczniku? Do kogo pan strzela – to są nasze samoloty” krzyknąłem do dowódcy plutonu.” Nie Panie kapitanie to są Niemcy”. I rzeczywiście były to maszyny niemieckie. Pierwszych nieprzyjaciół zobaczyłem w powietrzu!
       W dowództwie brygady zastałem już zebrany cały sztab brygady. Kapitan dypl. Wojtek Rankowicz oficer informacyjny referował płk. Filipowiczowi meldunki Straży Granicznej. Oficer operacyjny rtm.dypl. Marian Rozwadowski przy telefonie łączył się z pułkami. Z daleka z zachodu słychać głuche serie broni maszynowej. – Nasza godzina nadeszła.
       Była 4.00 dnia1 września 1939 kiedy nadeszły meldunki od wysuniętych poprzedniego dnia do przodu oddziałów. Od podjazdu 19 Pułku Ułanów wysuniętego do miejscowości Rębelica Królewska (płn.skrzydło Brygady) i od Oddziału Wydzielonego 21 Pułku Ułanów ( Pułk wzmocniony jednym szwadronem 12 Pułku), który miął zadanie wysunąć się do Wilkowiecka ( przy granicy państwowej) i w razie uderzenia niemieckiego w kierunku na m.Mokra - Miedzno – Ostrowy, opóżniać nieprzyjaciela po tej osi, nie dopuszczając do wejścia na obszar trzech wsi Mokra, który to obszar stanowi jakby polanę między lasami nadleśnictwa Grodzisko. Meldunki tych jednostek były prawie identyczne: „Niemcy przekroczyli granicę państwa. Pod naporem ich czołgów nasze oddziały wycofują się jak im nakazano”. Podobnie brzmiał meldunek od podjazdu Szwadronu Kolarzy działającego na skrzydle południowym. Niemcy nacierają na m. Kłobuck gdzie broni się Batalion Obrony Narodowej 7 Dywizji Piechoty.
       Za chwilę nad naszymi głowami pojawiły się samoloty niemieckie po raz drugi i zaczęły bombardować z lotu nurkowego wieś Ostrowy, gdzie znajdowało się miejsce postoju dowództwa Brygady i wieś Miedzno gdzie kwaterował 12 Pułk Ułanów. Z wyciem schodziły w dół na wysokość 50-100 metrów i rąbały bombami każda chałupę i każde dostrzeżone zgrupowanie ludzi i koni. Niektóre po zrzuceniu bomb schodziły ponownie wyładowywały swe karabiny maszynowe. Inne grupy samolotów kierowały się dalej na wschód, skąd z rejonu naszych taborów zaczęły dochodzić odgłosy wybuchów.
       Nasz pluton artylerii przeciwlotniczej strzelał jak oszalały i każdy, kto mógł ostrzeliwał je z karabinów ręcznych i lkm. Z daleka z przedpola dochodziły wybuchy prawdopodobnie przygotowanych zniszczeń oraz ogień artylerii. W pożarze wsi Ostrowy i Miedzno w trzeszczeniu słuchawek telefonów i dalekim odgłosie wystrzałów działowych wchodziła do boju Wołyńska Brygada Kawalerii.
       Była to godzina rozpoczęcia II- giej Wojny Światowej. Z meldunków wysuniętych oddziałów Brygady od razu stawało się jasnym, że Brygada została zmuszona do przyjęcia boju w niesprzyjających i trudnych warunkach.
       Przesunięta dnia 30 sierpnia z rejonu gdzie przygotowała się obronnie, w pobliże granicy, dwoma pułkami to jest połową swych sił, weszła do walki spotkaniowej z jednostkami pancernymi przeciwnika, rozpoznanymi jako 4 Dywizja Pancerna z XVI Korpusu Pancernego. Wołyńska Brygada kawalerii znalazła się na kierunku głównego uderzenia tych jednostek dwoma pułkami pierś w pierś, a resztą Brygady na kwaterach. Około godziny 5.00 wydawało się, że stwierdziwszy siły i kierunek działania niemieckiego korpusu pancernego, jedna logiczną decyzja będzie natychmiast wycofać gros brygady na stanowiska z dnia 29-go to jest w rejonie Brzeżnicy Starej i Nowej. Przyjęcie walki w rejonie Wilkowicko – Mokra - Miedzno, wydawało się szaleństwem.
       Jednak wobec zadania Brygady osłony lewego skrzydła Armii Łódż na wysuniętych stanowiskach i następnie jak największego zyskania na czasie przez wyzyskanie przestrzeni do opóżniania – dowódca Brygady zdecydował się powstrzymać Niemców na lasach Grodzisko. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z powagi położenia. Nastrój w sztabie Brygady poważny. Telefoniczna łączność funkcjonuje słabo. Radiowe meldunki od Oddziału Wydzielonego do 21 Pułku Ułanów są złe. Pułk ma bardzo duże straty i cofa się z Wilkowicka na m.Mokra. Tu organizuje się dorywczo obronnie, obsadzając zabudowania. Jedynie na wysokim kamiennym wzgórzu pod Wilkowieckiem pozostaje szwadron por. Kantora (263). Broni się zażarcie odrzucając pierwsze fale niemieckich czołgów, które nie mogąc zdobyć wzgórza obchodzą go poza zasięgiem jego broni, kierując się na wielka polanę trzech wsi Mokra. Za ustępującym 21 Ułanów, czołgi nieprzyjaciela obchodzą również broniące się pozostałe pododdziały 21 Ułanów. O godz.7.00 grupa około 16 czołgów dochodzi do stanowisk 2 baterii 2 – go DAK. Ta bateria i będący w jej osłonie 4 Szwadron 12 Ułanów ( przydzielony do O.W.21 U) rozbijają siedem czołgów. Te czołgi palą się, reszta wycofuje się. Szczególnie skuteczny jest ogień na wprost naszej baterii.Wycofuje się również kompania samochodów pancernych i piechoty, która obeszła zgrupowanie 19 Ułanów, pomiędzy tym pułkiem a wsią Mokra – odrzucona przez odwodowy szwadron Ułanów Wołyńskich.
       Pierwsza runda spotkania jest sukcesem dla Polskiej Kawalerii. Bardzo odważne działanie niemieckiego rozpoznania zostało krwawo ukarane. Ich czołgi przegrupowują się pod Wilkowieckim. Za to artyleria niemiecka rozpoczyna ogień na wsie Mokra i stanowiska DAK-u. Następuje nalot sztukasów. Położenie naszych baterii i szwadronów 21 Pułku Ułanów broniących zabudowań wsi Mokra jest bardzo ciężkie. Straty są coraz większe. Dowódca Brygady decyduje się na wycofanie 21 Pułku Ułanów z przedpola i przesunięcia do tyłu stanowisk konnej artylerii ( dwóch baterii, jedna zostaje na polanie). Celem zamknięcia wyjścia z polany Mokra, dowódca Brygady wysuwa swój odwodowy 12 Pułk Ułanów ze wsi Miedzno do toru kolejowego.
       Przeszło cztery godziny jak jesteśmy w walce. Wydają mi się one najdłuższymi godzinami mojego życia. Wydaje mi się, że do zmroku dzielą nas wieki. Te cztery godziny są przedsmakiem tego, co będzie się dziać w przyszłości przez następne 10 dni. Dominującym uczuciem dowódcy i jego sztabu w bitwie własnych jednostek konnych czy spieszonych, przeciwko jednostkom pancernym i zmotoryzowanym jest poczucie przygniatającej bezsilności. To poczucie wypływa ze świadomości braku odpowiednich środków przeciwdziałania na polu walki, z niedostatecznych środków łączności i braku choćby niewielkiej „ pięści pancernej”. Gnębi mnie także niepewność czy reakcja dowódcy w postaci użycia swego odwodu, ognia artylerii, przesunięcia takiego czy innego oddziału na inne miejsce czy kierunek, nie będzie spóżniona i nieaktualna wobec stale i ciągle zmieniającej się sytuacji na skutek szybkości ruchu czołgów.
       Uczucie bezsilności powiększa stałe zagrożenie przez lotnictwo nieprzyjaciela, które poluje na miejsca postoju dowództw wskazywane przez szpiegów i dywersantów. W wypadku naszym, mieliśmy tego konkretny dowód, złapawszy na gorącym uczynku wachmistrza ze sztabu, który był szpiegiem niemieckim i fałszywego księdza dywersanta.
       W wypadku dowodzenia przez spokojnego i opanowanego dowódcę mającego zaufanie do swych pomocników, znającego charakter i wartość podwładnych i dowódców pułków, oraz uznającego prawo czasu i przestrzeni – jak te cechy na przykład widziałem u gen.Andersa, - wszystko jest do zniesienia. Inaczej było z płk. Filipowiczem. Człowiek szalenie odważny osobiście, o wielkiej inicjatywie, dynamiczności i energii, dowodził w bitwie w „konwulsjach” wyładowując jakąś osobista pasję i energię w rozkazach bardzo często niewykonalnych, bez liczenia się z możliwościami oddziałów i realnością na chłodno ocenianej sytuacji.
       Nie mogąc wyładować się w bezpośredniej walce z Niemcami, których nienawidził, wyładowywał swa pasję na najbliższym otoczeniu przeklinając i złorzecząc każdemu, kto mu podpadł pod rękę i o byle co. Każdy referent szefa sztabu, oficera operacyjnego, czy informacyjnego, czy mój jako kwatermistrza był do d..., lub g... wart, spóżniony lub fałszywy jeśli mu nie odpowiadał. Szczególnie znęcał się nad dowódcą łączności nieszczęsnym kapitanem Malinowskim z powodu trudności w funkcjonowaniu łączności.
       Ta łączność nawiasem mówiąc, była jedną z przyczyn tego właśnie uczucia bezsilności i bezradności dowódcy w bitwie, bo nasze środki oparte na telefonie i niewystarczających stacjach radio, nie zapewniały dowódcy możności efektywnego dowodzenia. Nie był jednak temu winien kapitan Malinowski ani Lewicki szef sztabu, ani Rankowicz oficer informacyjny, na których się skupiła furia dowódcy brygady.
       Lepsze bomby sztukasów niż gniew brygadiera – tak mi powiedział nasz ksiądz kapelan. Sądzę, że dozo miał racji. Najgorsze jednak było słownictwo rozkazodawstwa płk. Filipowicza, inne niż przyjęte i szkolone przez lata w Wołyńskiej Brygadzie, stąd często nie wiadomo było, co rzeczywiście dany rozkaz miał oznaczać i jak go wykonać. Myślę tutaj np. o ukochanym i wyświechtanym rozkazie – „ PRZECIWNACIERAĆ” czy „PRZECIWUDERZAĆ” jako jedyna reakcja w trudnych czy beznadziejnych sytuacjach. To było wszystko, co dany oddział miał wykonać. Ale jak przeciwnacierać na czołgi? To się zostawiało danemu dowódcy pułku. JAK, KIEDY, GDZIE I CZYM? Szczęśliwie wszyscy dowódcy pułków Wołyńskiej Brygady, byli doświadczonymi odpowiednio wyszkolonymi oficerami, więc wiedzieli, że nakazane przeciwuderzenia było zwyczajnym samobójstwem, jeśli miało się je wykonywać „czynnie atakując” czołgi przeciwnika, zamiast przeciwstawiać się obronnie w odpowiednim terenie. Tak też oni pojmowali i wykonywali rozkazy przciwuderzeń.
       Tak też chciał wykonać dowódca 12 Pułku Ułanów swe zadanie nakazane o godzinie 8.00. Po zebraniu kilku przydomków do mego nazwiska, które normalnie oznaczają pewne części ciała poniżej pasa, w czasie referowania sytuacji taborów bojowych dowódcy brygady, postanawiam, choć na chwilę uwolnić się od tej dzikiej atmosfery sztabu i pod pretekstem skontrolowania Punktu Opatrunkowego jadę do Miedzna.
       Po drodze „spieszam”się złapany przez bombardowanie lotnicze w tłumie uciekinierów z pogranicznych wsi. Widok jest okropny. Nurkujące sztukasy rąbią bombami i ostrzeliwują z karabinów maszynowych bezbronna ludność. Widzę trupy dzieci i kobiet, nad którymi inni się modlą i przeklinają. Zabite konie połamane wozy ciągnione przez jednego żyjącego konia z trupem drugiego obok w zaprzęgu. Ksiądz rozdający komunię św. Nauczycielka leżąca nad dwiema malutkimi dziewczynkami.
       Wraz z por. Fudakowskim ryjemy nosami kryjąc się pod jakimiś stogami. Zaczynam rozumieć nienawiść płk. Filipowicza do Niemców. Klnę Boga, że pozwala na rzeż niewinnych i bezbronnych. Moja klacz ranna wyrwała się z rąk i oszalała ze strachu rżąc z bólu gdzieś poleciała. Nigdy więcej jej nie zobaczyłem ani mojego siodła. Na punkcie opatrunkowym masa rannych z 12 Ułanów. Punkt jest również bombardowany mimo płacht czerwonego krzyża. Dojężdżam do płk.Kuczka, który wraz z adiutantem rtm. Janem Kantym Zbroskim znajdują się w gajówce u wylotu wsi Miedzno. Dowiaduje się od niego, że zamierza się na skrajach lasów Grodzisko i na nasypie toru kolejowego, aby w ten sposób zamknąć wyjście na wschód z polany wsi Mokra. Tu stoją 1- szy i 2-gi szwadron, każdy wzmocniony plutonem karabinów maszynowych i działkami ppanc. 4 – szwadron, który wrócił z Oddziału Wydzielonego 21 Pułku Ułanów stoi w odwodzie. 3-ci szwadron rtm. Hollaka płk.Kuczek wysyła naprzód dla ubezpieczenia organizowanej obrony. Rtm. Hollak ma zadanie dojść do zachodniego skraju wsi Mokra.
       Widoczność na przedpole z miejsca postoju dowódcy pułku byłaby dobra, gdyby nie rosnąca przesłona dymów i kurzu.Przed nami palą się chaty trzech równolegle do siebie leżących wsi Mokra o nazwach Mokra I,II i III. U zachodniego ich skraju widać kilka unieruchomionych przez 21 Pułk Ułanów i baterię DAK-u czołgów niemieckich. Niektóre dymią. Dym tych czołgów i palących się chat, nisko wlecze się po okolicznych polach. Słychać sporadyczne serie karabinów maszynowych, wybuchy pocisków niemieckich w rejonie stanowisk baterii i wystrzały tejże baterii. Strzelają również dwie baterie z przedpola z poza stanowisk 12 Pułku Ułanów. Z przedpola wycofują się w szyku konnym, lużnymi grupami plutony 21 Pułku Ułanów. Z lasu wychodzi szwadron rtm. Hollaka. Na czele patrole bojowe. Za nimi w odległości kilkuset metrów szwadron w kolumnie plutonów w szykach lużnych. Za ostatnim plutonem działko ppanc. Idą kłusem jak na manewrach, szable i lance w dłoniach. Piękna postać rtm. Hollaka, widzę w poczcie za czołowym plutonem. Idą otwartym terenem wzdłóż zabudowań wsi Mokra III. Patrole bojowe znikają mi z oczu. Czołowy pluton dochodzi do zachodniego skraju wsi.
       Nagle ...... pluton zderza się z grupa kilkudziesięciu czołgów, nagle wyłaniających się z dymu. Powstaje mieszanina ludzi, koni, czołgów. Jedno wielkie kłębowisko. Czołgi otwierają ogień ze wszystkich karabinów maszynowych. Przewracają się konie i walą z siodeł na ziemię ułani. Rtm. Hollak daje znaki do zmiany kierunku na skraj lasu na zachód od wsi poprzez ziejące ogniem wozy Niemców. Niektórzy ułani starają się ciąć szablami wychodzących z wież dowódców wozów. Działko ppanc. odprzodkowuje i oddaje kilka strzałów, zostaje jednak prawie natychmiast rozbite pociskiem a może przejechane gąsienicami czołgu.
       Na rozkaz Hollaka szwadron przeskakuje galopem 500 metrów dzielące go od lasu i tu spiesza się zajmując stanowiska obronne. Niemieckie czołgi uderzają teraz na najbardziej wysuniętą do przodu 2-gą baterię 2 DAK. Broni się ta bateria ogniem na wprost. Ziejąc wystrzałami niszczy kilka czołgów. Objechana ze wszystkich stron, pod ogniem czołgów i artylerii niemieckiej ma rozbite wszystkie cztery działa. Jej obsługa całkowicie wybita. Ucichł jej ogień kiedy ostatnie działo zostało zniszczone i poległ kanonier obsługi ..... jak generał sowiński pod Wolą ... Niedarmo 2 Dywizjon Artylerii Konnej nazywał się Jego Imieniem... Mój dywizjon i „moja” bateria.
       Kosztem tej baterii oraz działania szwadronu Hollaka i broniącego się ciągle jeszcze szwadronu 21 Pułku Ułanów w zabudowaniach wsi Mokra, zostało zatrzymane uderzenie niemieckie w sile około 50 czołgów. Z dużymi stratami wycofały się one na zachodnią stronę wsi i tam zaczęły się przegrupowywać.
       Był to decydujący dla nas epizod. Gros 12 Pułku Ułanów zyskało czas i możność przygotowania się do obrony na skraju lasu i torze kolejowym. Dochodziła godzina 10.00. Rolę czołgów przejęła teraz artyleria niemiecka, ostrzeliwując główne stanowiska Hollaka w lesie i broniące środkowej części wsi mokra resztki 21 Pułku Ułanów. Widząc jak doskonale wstrzelała się artyleria nieprzyjaciela rtm. Hollak z lasu przeskoczył do zabudowań wsi Mokra II i tu zabarykadował się obronnie, odsyłając tabun koni z jednym ułanem w las. Również reszta szwadronu Kantora z 21 Ułanów, na wzgórzu pod Wilkowieckiem odparła wszystkie ataki niemieckie od 10 rano do zakończenia bitwy. Wieczorem wróciły oba oddziały- Szwadron Hollaka w sile 2 oficerów i 20 ułanów z umierającym dowódcą.
       Epizod zderzenia się szwadronu Hollaka z czołgami, dał początek legendzie o „szarżach” polskiej Kawalerii na czołgi w 1939 roku. Legenda absolutnie kłamliwa. Było to przypadkowe zderzenie, tak jak je opisałem.
       Na wiadomość o natarciu niemieckim na baterię Dak-u i na szwadron Hollaka, Dowódca Brygady nakazał ”przeciwuderzenie” 21 Dyonu Pancernego. Około godziny 10.00 czy może trochę wcześniej wyszła Kompania naszych tankietek z poza ugrupowania 12 Pułku Ułanów. Ruch ten został bardzo szybko powstrzymany przez przeważający ogień czołgów niemieckich, cięższych i lepiej uzbrojonych. 2 tankietki zostały rozbite. To przeciwuderzenie jedynego elementu niby pancernego nie odegrało żadnej roli.
       Odnosiło się w danej chwili wrażenie, że Dowódca Niemieckiej Dywizji Pancernej, widząc powodzenie swych czołgów rozpoznawczych, spychających nasze czaty i podjazdy, zdecydował się natychmiast uderzyć siłą około jednego pułku pancernego w ślad za swym rozpoznaniem, tak jak ten pułk szedł pierwszy w kolumnie. To śmiałe działanie zostało krwawo ukarane, bardziej niż pierwsze, które zapoczątkowało walkę.Niestety straty Wołyńskiej Brygady są bardzo duże. Największą jest zniszczenie jednej baterii artylerii konnej. Ogromne straty ma 21 Pułk Ułanów, który dowódca brygady wycofał z Mokrej na lewe skrzydło brygady, tworząc coś w rodzaju rygla za Baonem Strzelców 30 Dywizji Piechoty.
       Około godziny 12.00 zaczyna się wzmożona aktywność nieprzyjaciela. Wyraża się coraz silniejszym i celniejszym ogniem artylerii, nowymi nalotami bombowców, tym razem na nasze czołowe elementy, stanowiska DAK-u i koniowodnych oraz pojawieniem się patroli bojowych. Wkrótce zaczynają napływać do brygady hiobowe wiadomości. Nieprzyjaciel rozpoczął natarcie na całym froncie. Naprzód na oba skrzydła Brygady, jakby dążąc do dwustronnego otoczenia. Niemcy atakują ugrupowani w głąb.
       Baon strzelców na lewym skrzydle nie wytrzymuje uderzenia Niemców. Kompanie jego opuszczają stanowiska. Na skrzydle prawym 19 Pułk Ułanów skutecznie odpiera natarcia. Jednak z atakujących około trzech kompanii czołgów, dwie obchodzą go, wlewając się w lukę między tym pułkiem a 12 Pułkiem Ułanów.
       Sytuacja jest bardzo grożna, o ile bowiem czołgi atakujące baon strzelców są odrzucone na ryglowych stanowiskach przez resztki 21 Pułku Ułanów,- to te sprzed 19 Pułku prą naprzód i grożą wyjściem na tyły brygady. Pułkownik Filipowicz rzuca przeciwko nim swój ostatni odwód – 2 Pułk Strzelców Konnych i Dywizjon Pociągów Pancernych.
       Ja po powrocie z odcinka 12 Ułanów i zameldowaniu o przebiegu akcji, mam bardzo przykre starcie z dowódcą brygady. Płk.Filipowicz pije w miarę rozwoju akcji pije coraz więcej. Widząc, że dostawca alkoholu jest jego szofer a magazyn butelek jest w samochodzie dowódcy, rozbijam cały ten skład, niby przypadkiem. Dostaje za to niesamowite wymyślanie, na które hardo odpowiadam zapominając o całej dyscyplinie wojskowej i szacunku dla starszych. To nie jest dobra zapowiedż wzajemnych stosunków oficera sztabu z dowódcą brygady. A szkoda, bo pomijając pijaństwo i grubiańskie traktowanie nas oficerów sztabu, widzę w płk. Filipowiczu zaciętego dowódcę o dużej i szybkiej decyzji i zmyśle taktycznym. Zobaczyłem to szczególnie przy jego zdecydowanej i odważnej decyzji użycia swego oddziału w odpowiednim momencie.
       Tymczasem płk.Filipowicz wypędza mnie z m.p. dowodzenia mówiąc: „Precz stąd. Do 12 Ułanów. Powiedz Pan Kuczkowi; jeśli 12 Pułk Ułanów się cofnie to oddam go pod sąd. Poinformuj go Pan o moich zarządzeniach dla Strzelców Konnych i pociągów pancernych”.- „Zasrani sztabowcy- Gówniarze co chcą mnie uczyć” – dodał jakby do siebie. Pojechałem z ulgą w sercu i od tej pory znienawidziłem zapach koniaku do końca mego życia.
       Przebieg akcji rozwinął się następująco: Pociąg pancerny Nr.51 pod dowództwem kpt. broni pancernej Malinowskiego ( pożniejszy zastepca dowódcy 1-go Pułku Pancernego, który poległ w bitwie pod Falaise 9.08.1944) znalazł się na wysokości wiaduktu na torze kolejowym około godziny 13.00-13.30, właśnie wtedy kiedy ten tor przekraczało około kompanii czołgów niemieckich, które obeszły 19 Pułk Ułanów. Nasz pociąg mając dobre warunki ostrzału i korzystając z całkowitego zaskoczenia Niemców rozbił ich doszczętnie. Tylko nieliczne pojazdy w popłochu uciekły do tyłu. Był to drugi rzut batalionu (czy pułku) którego pierwszy rzut już przeszedł przez tor, kierując się na Miedzno i Ostrowy. Pierwszy rzut nadział się z kolei na 2 Pułku Strzelców Konnych i został zatrzymany. Wskutek tego i prawdopodobnie na wiadomość o porażce tylnej kompanii, Niemcy wycofali się z przedpola, dostając się przy tym pod ogień drugiego pociągu pancernego przy przekraczaniu toru kolejowego. Zagrożenie tyłów brygady zostało zlikwidowane.
Po obu stronach wsi Mokra i na ich zachodnim skraju widać masy czołgów (ok.70-80) ugrupowane w głąb. O godzinie 15.00 rusza ich pierwsza fala około 20 wozów. Wolno podchodzą przed 1-szy Szwadron rtm. Suryna. Idą hucząc motorami i strzelając w ruchu z karabinów maszynowych. Druga kompania również około 15-20 wozów, w schodzie na prawo od pierwszej, kieruję się na odcinek 2-go Szwadronu rozrywają się pomiędzy nimi granaty naszych armat 2 DAK-u. Szwadrony na rozkaz płk .Kuczka nie otwierają ognia, aby nie zdradzić przedwcześnie swych stanowisk. Czołgi są już w odległości 300 metrów. Rotmistrz J. Suryn daje znak. Błysk ognia z armatki ppanc i pali się pierwszy czołg. Otwierają ogień wszystkie karabiny ppanc, do tych co podeszły bliżej. Najbliższy czołg zapala się na odległość 30 metrów od linii 1-go Szwadronu. Zapalają się i inne dalsze. Z kilku wozów wyskakuje załoga. Kompanie niemieckie czołowej fali zawracają – podchodzą natomiast inne tyłowe i z odległości 500-600 metrów otwierają ogień z działek i karabinów maszynowych. Polanę zaściela dym palących się niemieckich wozów i chat wsi Mokra, oraz tumany kurzu wzniecone gąsienicami czołgów i wybuchami granatów. Jest jakby zaćmienie słońca, ale takie, że niebo jest jasne, za to na ziemi panuje mrok. Widoczność bardzo słaba i tylko na najbliższe odległości. Utrudnia to ruch Niemcom, bo niektóre czołgi i plutony tracą kierunek, gubią się i zderzają ze sobą.
       Gęstą zawiesinę dymu i kurzu przecinają strugi ognia pocisków świetlnych, wybuchy granatów i płomienie palących się chat i czołgów. Huczy jakby grzmot bez końca. Góruje ogłuszający huk wybuchających granatów niemieckich, wystrzałów czołgów i naszych baterii. A w krótkich przerwach syczą jak osy, pociski broni maszynowej. Tak musi wyglądać dno piekła w chwili gniewu Belzebuba.
       Za pierwszą falą Niemców, podchodzi następna. Znowu konwulsyjny ogień na całej linii ... Dochodzi godzina 16.00. Zaczyna brakować amunicji do działek ppanc. Donoszą amunicję dowódca pułku adjutant, bo straty w obsłudze są ogromne. Pozostali tylko celowniczowie i działonowi. Dużo zabitych i rannych w obu szwadronach, ale walczą one z jakąś zaciętością i determinacją dopuszczając czołgi na najbliższą skuteczną odległość swych karabinów ppanc. Szybko się tego nauczyli gdyż tego rodzaju ogień okazał się najbardziej demoralizujący dla wozów niemieckich. Tego rodzaju walka jednak wymaga wspaniałego żołnierza, opanowanego nerwowo i doskonałych strzelców. Takim był żołnierz Wołyńskiej Brygady. Nigdy nie spotkałem się z podobną zaciętością walki w obronie, nawet pięć lat póżniej w Normandii w najlepszych oddziałach niemieckich zahartowanych w wielu bitwach i kampaniach. Często w tym czasie myślałem, że nie chciałbym mieć przeciwko sobie takiego przeciwnika, jakim były szwadrony ułańskie w 1939 roku. W bitwie pod Mokrą, zagrało w pełni wychowanie i wyszkolenie, duch i tradycja Polskiej Kawalerii. Los całej brygady wisiał na cieniutkiej linii dwóch szwadronów 12 Pułku Ułanów z jednym szwadronem w odwodzie. Za linia 12 Pułku nie było NIC. Gdyby ona pękła. Lub została przejechana – Wołyńska Brygada przestawała istnieć.
      Ale ... ona wytrzymała. Nie cofnął się ani nie opuścił stanowiska ani jeden ułan, ani jeden pluton, ani jeden karabin ppanc. ani karabin maszynowy.
       Około godziny 17.00 zaczęła walka ucichać. Z polany Mokra zaczęły wycofywać się niemieckie czołgi pod przykryciem ognia artylerii. Na przedpolu brygady pozostawiły około 50 zniszczonych, uszkodzonych lub opuszczonych przez załogi czołgów i drugie tyle innych pojazdów. Dowódca Brygady, w myśl planu działania, nakazał oddziałom po zmroku oderwać się od nieprzyjaciela i przegrupować się na następnych stanowiskach w lasach Łobodna, gdzie brygada przez cały dzień 2 września skutecznie zatrzymuje tę samą 4 Dywizję Pancerną. Nieprzyjaciel naciera ostrożniej przedpołudniem, ale po południu przeprowadza bardzo energiczne natarcie wsparte piechotą, łatwiej niż czołgi poruszającą się w lesie Dochodzi do kryzysu. Zajmujący centrum pozycji polskiej, świeżo przybyły, nie doświadczony 11 batalion strzelców, załamuje się i kilka czołgów przerywa się po szosie aż do przeprawy przez Wartę w ważnych Młynach. 19 Pułk Ułanów natarciem na lewą flankę i tyły nieprzyjaciela przywraca linię obronną.
       W czasie dwóch pierwszych dni wojny. I niemiecka dywizja pancerna przejechała się po batalionie Obrony Narodowej broniącym Kłobucka, przyczyniła się do okrążenia i zdobycia Częstochowy, i czołem dotarła do Radomska. W tej sytuacji nakazał dowódca Armii Brygadzie Wołyńskiej opuścić linię rzeki Warty i cofnąć się do rejonu m.Łękawa, aby przesłonić zagrożone od południa skrzydło armii.
       Ruch ten został wykonany w ciągu nocy. Nieprzyjaciel nie ścigał. Wyjaśnienie tej niespodzianki przyszło póżniej: 12 Pułku Ułanów stojący w dniu 2.IX na skrajnym, w tył załamanym, lewym skrzydle brygady, nie otrzymał rozkazu odwrotu i wyruszył w ślad za brygadą dopiero rankiem 3.IX. Cofał się schodami, od każdej przeszkody terenowej do następnej, tak by być gotowym w każdej chwili do odparcia natarcia szybszego przeciwnika. Idący za nim oddział nieprzyjaciela meldował swoim przełożonym, że nie może posuwać się naprzód z powodu silnego oporu polskiej brygady.
W nocy z 3 na 4.IX wykonał 2 Pułk Strzelców Konnych udany wypad na czołową jednostkę 1 Dywizji Pancernej nocującą w Kamińsku. Zniszczył szereg pojazdów i przyprowadził jeńców.
       Mimo niesłychanych trudów nocnych marszów i całodziennych walk brygada świetnie spełniła swoje zadanie opóżniania nieprzyjaciele przez 10 dni bez przerwy. Szczególnie ciężkim był bój pod Cyrusową Wolą (8.IX) gdzie znalazła się z resztką dwóch batalionów 20 Dywizji Piechoty osaczona przez nieprzyjaciela w niedużym kompleksie lasów. Mimo ogromnej jego przewagi i natarć z trzech kierunków przetrwała do nocy. Po dalszym odwrocie i po walkach w Puszczy Kampinoskiej przeprawiła się przez Wisłę i 12.IX weszła w skład Grupy Operacyjnej.
       W dniu 1-go września, Wołyńska Brygady Kawalerii walczyła czteroma pułkami „konnej” kawalerii przeciwko najnowocześniejszej jednostce nowej wojny, przeciwko 4-ej Niemieckiej Dywizji Pancernej, w sile około 300 czołgów i potężnej artylerii wspartej lotnictwem bombardującym. W bitwie przeciwko polskiej kawalerii, ta dywizja została zatrzymana i poważnie okaleczona. Nigdy więcej, ta dywizja nie okazał początkowej śmiałości i brawury.
Ale i Brygada Wołyńska została poważnie okaleczona krwawymi stratami, które w całości doszły do 25%. Największe poniósł bohaterski 12 Pułku Ułanów Podolskich. Następnym był 21 Pułk Ułanów Nadwiślańskich, który pierwszy przyjął walkę i powstrzymał pierwsze uderzenie niemieckie. On to pozwolił zyskać czasie na odcinku środkowym brygady, na który wyszło główne działanie ognia nieprzyjaciela. Dzięki temu miał 12 Pułk Ułanów czas i możność zajęcia i zorganizowania obrony na dogodnych stanowiskach.
       Sądzę jednak, że ze wszystkich oddziałów brygady w dniu 1-go września, 2-gi Dywizjon Artylerii Konnej imienia gen.Sowińskiego najbardziej przyczynił się do odparcia furii niemieckich czołgów. Trudno, bowiem sobie wyobrazić, aby punkt oporu 12 Pułku Ułanów nie zostały rozjechane przez czołgi bez ofiarnego wsparcia baterii DAK-u – mimo twardej i zdecydowanej obrony pułków ułańskich. Zapłacił za to 2 DAK krwawo. Z 12 dział dywizjonu, pięć zostało rozbitych. Obsługa jednej baterii całkowicie wybita na stanowiskach ogniowych. Stosunkowo mniejsze straty miały 19 Pułk Ułanów i 2-gi Pułk Strzelców Konnych, gdyż znalazły się w bitwie na drugorzędnym kierunku natarcia niemieckiego. Te dwa pułki przejęły ciężar walki następnego dnia. I tak jak dwa ich bratnie pułki w dniu 1-go września pod wsiami Mokra, te w lasach Łobodno okryły się sławą zatrzymując posuwanie się 4 Niemieckiej Dywizji Pancernej.
       Bitwa pod wsiami Mokra była największą i najkrwawszą bitwą Polskiej Kawalerii w 1939 roku. Bitwa ta najwyrażniej pokazała wartość ducha i wyszkolenia naszej kawalerii, uosobionej przez „Żelazną Brygadę Wołyńską”. Bitwa ta zadaje kłam twierdzeniu o bezużyteczności naszej kawalerii na nowoczesnym polu walki. Okazało się bowiem, że nasza kawaleria odpowiednio użyta posiadała warunki skutecznego przeciwstawienia się jednostkom pancernym. Takim warunkami były: wspaniałe wyszkolenie w obsłudze broni, wspaniałe wychowanie żołnierskie oparte na tradycji bojowej oraz zahartowanie człowieka w twardej służbie i bezwzględnej dyscyplinie. Nie kawaleria była bezużytecznym przeżytkiem, i nie wykończył jej nieprzyjaciel. Wykończyły ją w 1939 roku, zadania nierealne, bo niewspółmierne z jej organizacją. Tam zaś gdzie te zadania były choćby w przybliżeniu realne, zostały wykonane z powodzeniem. W walkach opóżniających koń oddał niesłychane usługi. Żadna jednostka piechoty nie była zdolna do prowadzenia walk w dzień i przemarszów nocnych, dłużej niż dwa do trzech dni, kiedy niektóre jednostki kawalerii tego rodzaju działania prowadziły przez 30 dni bez przerwy, zachowując swe związki organiczne i pełną zdolność bojową.
       Na przykładzie zdolności Polskiej Kawalerii do prowadzenia walk opóżniających, można by przeprowadzić teoretyczne rozważania na temat – jak by wyglądał przebieg Kampanii 39 roku gdyby na przykład w Armii Łódż, zamiast dywizji piechoty, były użyte do przesłony koncentracji Odwodów Naczelnego Dowództwa, zmasowane brygady kawalerii, a te same dywizje piechoty pierwszej linii, które rozpadły się pod wpływem zmęczenia zostały przeznaczone i użyte jako siły uderzeniowe na rozpoznanego i częściowo wyczerpanego przeciwnika. Przecież inne brygady kawalerii nie były gorsze od Brygady Wołyńskiej, a ta pokazała, co kawaleria mogła dokonać – odpowiednio użyta i dowodzona.
       Na moim „Pobojowisku Wspomnień” na zawsze najsilniejszym pozostanie wspomnienie ze służby w Wołyńskiej Brygadzie Kawalerii. Jej przygotowanie do walki. Jej nadludzkie zmagania z przemożną siłą wroga i, w końcu, Jej śmierć na Polu Chwały.
       To wspomnienie na tle koszmarnej, przegranej kampanii nie ma posmaku goryczy klęski, ani zawodu zmarnowanych lat, ani wstydu i poniżenia. Przeciwnie, jest to wspomnienie wielkiego, męskiego, zbiorowego CZYNU i dumne uczucie dobrze spełnionej służby w Jednostce Wojska, którą każdy naród mógłby się poszczycić.
      

Ułan Wołyński nr 26 czerwiec 2006 rok
Włodzimierz Majdewicz
Oficerowie 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych


       Generalny Inspektorat Sił Zbrojnych w wielu publikacjach określany skrótem G.I.S.Z. Mieścił się w Alejach Ujazdowskich naprzeciwko Parku Łazienkowskiego. Okazałe budynki te przetrwały wojnę i w doskonałym stanie stoją tam do dziś.
       Biuro Personalne Ministerstwa Spraw Wojskowych wydawało każdego roku dość grubą księgę pod tytułem „ROCZNIK OFICERSKI”.
      Drukowano tam pełne imienny wykaz pozostających aktualnie w służbie czynnej oficerów Wojska Polskiego z podziałem na rodzaje broni i służb, według aktualnych stopni i starszeństwa. Podawano tam również pełne obsady personalne pułków. Zamieszczano tam aktualny wykaz oficerów pracujących w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. Dziś wydawać się to może dziwne i nie zrozumiałe, ale w okresie międzywojennym tego typu informacje nie były objęte klauzulą tajności ani nawet poufności.
       W „ROCZNIKU OFICERSKIM 1932” na stronie 419 podany jest pełny skład personalny ówczesnego Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Pracami tej instytucji kierował osobiście Generalny Inspektor Sił Zbrojnych Marszałek Polski Józef Piłsudski.
       Stanowiska Inspektorów Armii zajmowało w tym czasie dziesięciu znanych generałów, Wszyscy w stopniach generałów dywizji. Nazwiska ich umieszczono tam w następującej kolejności: gen. dyw. Kazimierz Sosnkowski, gen. dyw. Edward Rydz-Śmigły, gen. dyw. Aleksander Osiński, gen. dyw. inż. Leon Barbecki, gen. dyw. Daniel Konarzewski, gen. dyw. Mieczysław Norwid-Neugebauer, gen. dyw. Juljusz Rómmel, gen. dyw. Tadeusz Piskor, gen. dyw. Stefan Dąb-Biernacki, gen. dyw. Gustaw Orlicz-Dreszer.
       Oprócz dziesięciu generałów Inspektorów Armii na etatach „ generałów do prac Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych „ zatrudnionych było jeszcze dwóch generałów, byli to gen. bryg. Stanisław Burhardt-Bukacki oraz gen. bryg. Stanisław Kwaśniewski.
       Poza generalicją w instytucji tej pracowała liczna grupa w większości dyplomowanych oficerów różnych broni i różnych specjalności. Przytaczam wszystkie nazwiska, ponieważ większość z tych oficerów zapisała się chlubnie w okresie walk o niepodległość i w czasie wojny 1920 roku. Niezależnie od gruntownego wojskowego wykształcenia i doświadczenia nabytego w trakcie dowodzenia w polu, wielu z nich szczyciło się zdobytymi na polach bitew krzyżami Orderu Virtuti Militari i Krzyżami Walecznych. Pewna cześć z tych oficerów w następnych latach a zwłaszcza w okresie II-wojny światowej odegrała znaczącą rolę. Oto ich nazwiska w zachowanym porządku wraz z krótką informacją, jaki rodzaj broni reprezentowali. płk dypl. Witold Wartha z piechoty, płk. dypl. Bolesław Krzyżanowski z piechoty, płk dypl. Zbigniew Brochwicz-Lewiński z kawalerii, płk dypl. dr Stanisław Kunstler z artylerii, płk dr Marcin Woyczyński lekarz, ppłk dypl. Kazimierz Alexandrowicz z piechoty, ppłk dypl. Tadeusz Munnich z piechoty, ppłk dypl. Karol Lenczowski z piechoty, ppłk dypl. Alfred Krajewski z piechoty, ppłk dypl. Józef Biernacki z piechoty, ppłk dypl. Stanisław Wiloch z piechoty, ppłk dypl. Tomasz Obertyński z Piechoty, ppłk dypl. Franciszek Sobolta z piechoty, ppłk dypl. Zdzisław Chrząstowski z kawalerii, ppłk dypl. Wiktor Jakubowski z artlerii, ppłk dypl. Kazimierz Glabisz z artlerii, ppłk dypl. Karol Gadomski z artylerii, ppłk dypl. Stefan Brzeszczyński z artlerii, ppłk dypl. dr Marian Steifer z saperów, 17 mjr. Józef Nowicki z piechoty, mjr dypl. Mikołaj Górczewski z piechoty, mjr dypl. Władysław Niewiarowski z piechoty, mjr dypl. Władysław Bieńkowski, mjr dypl. Bronisław Kowalczewski z piechoty, mjr Zygmunt Chabowski z piechoty oraz niewątpliwie najmłodszy z tego grona mjr dypl. Józef Pętkowski z kawalerii.
       Zespół ten nie był grupą przypadkowych oficerów. Dobierano ich starannie gdyż praca tego zespołu oficerów miała mieć wpływ na obraz całej armii. Praca pod kierunkiem samego marszałka Józefa Piłsudskiego była wyróżnieniem i zaszczytem. Jak widzimy w tym gronie bezpośrednich podkomendnych i współpracowników marszałka Józefa Piłsudskiego możemy się doliczyć niewielu kawalerzystów. Stan osobowy pracowników Głównego Inspektoratu Sił Zbrojnych ulegał zmianom. Następowała pewna rotacja, można to zauważyć przeglądając i porównując wykazy w starych” Rocznikach Oficerskich” Nazwiska dwóch oficerów wyróżniliśmy tłustym drukiem.
       Pierwszy z nich to 55 letni płk dypl. kawalerii Zbigniew Brochwicz-Lewiński, oficer wszechstronnie wykształcony o bogatym doświadczeniu frontowym i świetnej karierze oficera sztabowego. Oficer w 1 Pułku Ułanów Legionowych. Wojnę 1920 roku odbył w szeregach 1 Pułku Szwoleżerów. Kawaler Krzyża Virtuti Militari i czterokrotnie Krzyża Walecznych. Przed przydziałem do G.I.S.Z. w latach 1921-1927 dowodził 19 Pułkiem Ułanów Wołyńskich.
       Oficer wielce dla Pułku zasłużony i z pewnością jeden z lepszych dowódców w jego historii. Sylwetkę tego oficera przedstawiono szeroko w 20 Numerze „Ułana Wołyńskiego”z marca 2000 roku.
       Drugi to 38- letni mjr. dypl. kawalerii Józef Pętkowski. Od 1930 w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych początkowo na stanowisku II-go, w niedługim czasie na stanowisku I-go oficera Sztabu Inspektoratu Armii gen. Berbeckiego. Od początku walk legionowych Józef Petkowski służył I - Brygadzie Legionów. Do grudnia 1914 roku i w czasie bitwy pod Łowczówkiem jego dowódcą był ten sam Leon Berbecki wtedy dowódca batalionu w stopniu podpułkownika. Rozstali się, gdy Józef Pętkowski przeniósł się do 1 Pułku Ułanów Beliny-Prażmowskiego. Spotkali się znowu po latach, współpracowali w G.I.S.Z. do jesieni 1935 roku kiedy to na własną prośbę Józef Pętkowski przeniesiony został do służby liniowej z przydziałem na zastępcę dowódcy 8 Pułku Ułanów w Krakowie.
       Nie mógł wtedy przypuszczać, że za kilka lat w 1938 roku obejmie dowództwo 19 Pułku Ułanów by we wrześniu 1939 roku poprowadzić go do boju pod Mokrą, Miedznem, Wolą Cyrusową, Mińskiem Mazowieckim, Suchowolą, Jacnią. Nikt nie mógł wtedy przewidzieć, że wraz z większością oficerów swego pułku, który po latach za te wrześniowe bitwy zostanie odznaczony Krzyżem Virtuti Militari, zginie od morderczej kuli w Starobielsku.
       Wtedy w 1932 roku ci dwaj oficerowie różnili się wiekiem stopniem wojskowym i aktualną barwą pułku. Nikt wówczas nie mógł przewidzieć, że w różnych okresach życia i kariery wojskowej tych dwóch ludzi połączą barwy 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
Ułan Wołyński nr 26 czerwiec 2006 rok
Jerzy Demczuk
Skrócony życiorys Dominika Demczuka, kawalera dwóch Orderów Virtuti Militari



       Dominik Demczuk całe swoje dorosłe życie oddał Polsce, walcząc o jej niepodległość, szkoląc młodzież na dobrych żołnierzy i obywateli. W latach 1918 – 1920 walczył w:
       1. Dyonie Kawalerii – „Jaworczykach” majora Feliksa Jaworskiego.
       2. 1 – ym Pułku Strzelców Konnych.
       3. 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Pułk powstał z „Jaworczyków” pod tym samym dowództwem majora Feliksa Jaworskiego. Po zakończeniu wojny nadal pozostał w swoim 19 Pułku Ułanów Wołyńskich im. gen. Karola Różyckiego, z lokalizacją w Ostrogu nad Horyniem, do września 1939 r.
       W latach 1942 – 1944 podczas okupacji niemieckiej:
       1. Tajna grupa AK Kolejarzy – lata 1942 – 1943.
       2. W oddziale „Piotrusia Małego” okolice Włodzimierza Wołyńskiego (oddział powstał w miejscowości Sieliska) – jako dowódca Zwiadu Konnego, z którego po powiększeniu stanu ludzi i koni utworzył Szwadron 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, w którym spędził połowę swojego życia.
       3. Od 1944 r. służył w szeregach 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK wraz ze swoim szwadronem jako zastępca dowódcy Szwadronu 19 Pułku Ułanów, a później jako ponowny dowódca do połowy 1944 r.
       4. Dowódca II Kompanii Batalionu Zbiorczego 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Miejsce działania – Zamojszczyzna, Lubelskie do połowy lipca 1944 r.
       Dominik Demczuk – urodzony 11.11.1900 r. w Brześciu nad Bugiem. Ojciec Jan - przedsiębiorca budowlany. Matka Maria z domu Piotrowicz – przy mężu (6 synów i 3 córki). W 1908 r. rodzice Ojca wraz z dziećmi zostali wywiezieni na Sybir za działalność polityczną jego Ojca. Mój Ojciec jako 8-letni chłopiec uciekł z transportu, dotarł do krewnych we Włodzimierzu Wołyńskim, którzy zaopiekowali się nim. Tam ukończył szkołę podstawową, jednocześnie dorywczo pracując jako pomocnik w różnych zawodach budowlanych.
       Mając 14 lat wraz z kolegami Bronisławem Warchockim i Janem Dobrowolskim, (którego ojciec działał w tajnej organizacji 20 polskiej) włączyli się do działalności tej organizacji. Zbierali informacje, przenosili dokumentację przechodząc przez granicę do Galicji (zabór austriacki). Tam weszli w kontakt z przyszłym dowódcą porucznikiem Feliksem Jaworskim. W 1918 r. wstąpili do sformowanego przez niego partyzanckiego „Dyonu Kawalerii”, który działał na terenie Ukrainy. Tegoż roku jazda Jaworskiego „Jaworczycy” przebija się na Wołyń. Mój Ojciec brał udział w Wojnie Wyzwoleńczej Polski na terenach Wołynia i Ukrainy.
       W 1920 r. Ojciec jako łącznik skierowany został z rozkazami do dowódcy 1 Pułku Strzelców Konnych. Na skutek ofensywy wyzwoleńczej został w tej jednostce walcząc w jej szeregach. Jednostka prowadziła natarcie w kierunku Tarnopol – Szepietówka, zbieżnie do działań 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. To pozwoliło Ojcu wrócić do swego 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. Za działalność w walkach partyzanckich „Jaworczyków”, a następnie w 19 Pułku Ułanów Wołyńskich i 1 Pułku Strzelców Konnych Ojciec otrzymał zaszczyt noszenia odznak pułkowych tych Jednostek.
       W 1920 r. Ojciec otrzymuje pierwszy awans na stopień Starszego Ułana. W tymże roku otrzymuje odznaczenie – srebrny Order Virtuti Militari V klasy, za zdobycie wraz z trzema kolegami stanowiska baterii bolszewickiej i późniejsze jej wykorzystanie w zwycięskiej bitwie pod Łuczankami (opis tej akcji przedstawił Antoni Fedorowicz w Ułanie Wołyńskim nr 5 z czerwca 1996 r.
      W Księdze Jazdy Polskiej wydanej w 1938 r. pod protektoratem Marszałka Polski Edwarda Śmigłego-Rydza, str. 409 pod nr 235 znajduje się adnotacja o odznaczeniu Ojca tym Orderem. Nr Orderu 1983. Legitymacja zaginęła w zawierusze wojennej).
       W 1921 r. Ojciec awansuje na kaprala. Rozkazem II Brygady Jazdy w 1922 r. awansuje do stopnia plutonowego (nr rozkazu 2290 par. 2) oraz zostaje mianowany na podoficera zawodowego po przeszkoleniu we Lwowie. Jako podoficer zawodowy w 1926 r. awansuje na wachmistrza. W 1930 r. awansuje na starszego wachmistrza. W czerwcu 1939 r. zdaje pozytywnie egzaminy, konieczne do uzyskania stopnia chorążego we Lwowie. Nominacja miała być dokonana w dniu Święta Pułku, 19 sierpnia tegoż roku. Nie otrzymał jej, bo w tym dniu w składzie Brygady Wołyńskiej podążał na miejsce koncentracji (Rejon Częstochowski) na granicę polsko-niemiecką. Zaczęła się wojna.
       W latach 1922 – 1939 Ojciec zamieszkuje wraz z rodziną w Ostrogu nad Horyniem, gdzie jako podoficer związany był z 19 Pułkiem Ułanów, stacjonującym w tym mieście.
       Jako Szef Szwadronu nie miał zbyt dużo czasu na uboczne własne zajęcia, ukończył jednak zaocznie liceum. Mimo nawału pracy był czołowym sportowcem Brygady Wołyńskiej w latach 1932 – 1938. Uzyskał I klasę Państwowej Odznaki Sportowej (odznaka składała się z 3 klas, a każda klasa z 3 stopni). W 1938 r. we Lwowie zajął I miejsce w ogólnopolskich zawodach Jednostek Kawalerii w dziedzinach władania białą bronią, lancą i woltyżerce na koniu .
      W walkach obronnych 1939 r. Ojciec walczył do października – na szlaku granica państwa, w zgrupowaniu Armii Łódź. Walcząc i wycofując się w kierunku Piotrków, Lublin, Lwów do granicy polsko-rumuńskiej. Przed granicą dostaje się do niewoli. Znajomość języka rosyjskiego oraz solidarność żołnierzy, którzy go przemundurowali i stwierdzili, odłączeniem od pozostałych. Wszystkich oficerów i starszych podoficerów Rosjanie odłączyli od wziętych do niewoli. W niewoli przebywa do kwietnia 1940 r. Wraca do Włodzimierza Wołyńskiego, gdzie u rodziców przebywa żona wraz z trojgiem dzieci (przyjechaliśmy do Włodzimierza w grudniu 1939 r., gdy tereny Wołynia zajęły wojska rosyjskie).Ojciec podjął pracę jako cieśla w budownictwie wojskowym (budowa koszar, bunkrów, różnego rodzaju schrony). Z racji posiadanych zdolności oraz opieki wojskowych radzieckich (grupa budowlana „Spec-Grupa” podlegała pod nadzór wojska) Ojciec nie został wywieziony do Rosji. To samo dotyczyło jego rodziny.
       W roku 1941 do Włodzimierza weszły oddziały niemieckie. Po trudnym okresie czystek prowadzonych przez Gestapo, atmosfera się uspokoiła. Ojciec podejmuje pracę na kolei. Tam w roku 1942 organizuje grupę konspiracyjną. Zadanie Grupy: wywiad, łączność z Generalną Gubernią, zdobywanie broni i amunicji, przerzuty przez granicę łączników itp. 16 - osobowa grupa podlegała konspiracyjnemu Pełnomocnikowi (delegatowi z Warszawy – zgodnie z założeniami akcji Burza na Wołyniu). W maju i czerwcu 1943 r. następują aresztowania przez gestapo członków Podziemnej Organizacji Polskiej na terenie Włodzimierza Wołyńskiego. Ojciec otrzymał rozkaz wyjazdu z miasta do oddziału partyzanckiego „Piotrusia Małego”. Oddział w wiosce Sielisko. Po różnych zmianach kwaterunku (na skutek powiększenia się stanu osobowego i koni), z chwilą wcielenia go do 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty przeprowadził się do Bielina, który był siedzibą Sztabu Zgrupowania „Osnowy”. W oddziale „Piotrusia Małego” (ppor. Władysław Cieśliński) Ojciec (pseudonim Ryś) zorganizował Zwiad Konny, który w niedługim czasie, na skutek zwiększenia liczby ułanów, a zwłaszcza koni, przekształcił się w Szwadron 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, z którym mój Ojciec związał swoje życie przez 22 lata od Pierwszej do Drugiej Wojny Światowej. Jako jednostka ukształtowana organizacyjnie weszła pod koniec stycznia 1944 r. w skład formującej się 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Z tą chwilą przydzielono jednostce nowego dowódcę, ppor. „Jarosława” (Longin Dąbek Dębiński).Ojciec w Jednostce pełnił funkcję zastępcy. W krótkim czasie Szwadron uzyskał pełny stan osobowy.
       Ppor. „Jarosław” dowodził Szwadronem krótko – do 23.03.1944 r, niecałe dwa miesiące. W drugiej poważnej akcji (szarży Szwadronu) zostaje ciężko ranny. Szwadron ponownie przechodzi pod dowództwo Ojca. Dowodził nim aż do rozwiązania w dniu 5 maja 1944 r. Na początku marca 1944 r. Ojciec zostaje awansowany na chorążego.
       Teraz wymienię poważniejsze akcje oraz działalność Szwadronu w ramach Oddziału Partyzanckiego ”Piotrusia Małego”, jak również Szwadronu 19 Pułku Ułanów w ramach 27 wołyńskiej Dywizji Piechoty. Szwadron od chwili powstania jako podstawowe zadania wykonywał zwiady, ochronę społeczeństwa polskiego przed bandami UPA i UON u. Pomagał zbrojnie jednostkom piechoty. Osłaniał przemarsze jednostek polskich i rosyjskich przez tereny ochraniane przez 27 Dywizję Wołyńską. Wykonywał samodzielnie akcje zaczepno-obronne. Utrzymywał łączność z jednostkami rosyjskimi Frontu Ukraińskiego oraz dostarczał tam meldunki o ruchach wojsk niemieckich – zgodnie z porozumieniem naszego i rosyjskiego sztabu. Współpracował z pułkami kawalerii Gwardii Rosyjskiej 54 i 56. Ubezpieczał sztab „Osnowy”, szpitale, rejony zrzutów angielskich.
       Teraz akcje. Listopad 1943r. – osłona zbrojna wsi Pisarzowa Wola przed bandą UPA, która miała za zadanie wymordowanie mieszkańców wsi. Skuteczną obronę wykonano wraz z piechurami Oddziału „Piotrusia Małego”. Zginęło 32 bandytów. Zdobyto dużo broni i amunicji. Wśród naszych oddziałów było tylko 5 lekko rannych. W styczniu 1944 r. już jako Szwadron w 27 Wołyńskiej Dywizji piechoty w patrolu bojowym wspólnie z plutonem ”Piotrusia Małego”, otrzymał polecenie oczyszczenia drogi łączącej dowództwo „Osnowy” (rejon włodzimierski), z dowództwem 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty w miejscowości Osa (rejon kowalski).Oba zgrupowania rozdzielała rzeka Turia, przez którą przechodziła droga po jedynym całym moście. Most ten był pod ostrzałem jednostek Ukraińskiej Powstańczej Armii. Akcja udana. Wioskę nadbrzeżną zajęła się piechota. Oddziałem skrytym w lesie, ostrzeliwującym drogę i most z broni ciężkiej i granatnika zajęli się kawalerzyści pod wodzą mojego Ojca. Kawalerzyści objechali odkryty nadbrzeżny teren po lodzie. Wysoki brzeg zasłaniał ich od strony lasu. Spieszeni zaatakowali zaskoczonych Ukraińców. Bój był krótki. Zdobyto broń ciężką, granatnik oraz broń zabitych.
       Mimo, że wioska była pod opieką oddziału ukraińskiego, nie zastosowano żadnych represji fizycznych. Ukraińcy otrzymali nakaz opuszczenia wsi wraz z dobytkiem. Wieś zajął oddział samoobrony z pobliskiej wsi polskiej. Za tę akcję Ojciec otrzymał pochwałę przed frontem Szwadronu. Na początku lutego dowództwo naszej Dywizji nawiązało współpracę z dowództwem Frontu Ukraińskiego. W ramach pomocy nasz Szwadron dostał polecenie osłony przemarszu oddziałów rosyjskich przez nasz teren i ubezpieczanie ich przeprawy przez rzekę Bug (były to oddziały partyzanckie, udające się w rejon Zamojszczyzny). Podobnym zadaniem było ubezpieczanie przemarszu „Kompanii Warszawskiej” do siedziby dowództwa Dywizji.
       22 lutego1944 Niemcy i oddziały węgierskie zaatakowali nasze zgrupowanie. Bój ten nazwano „Bojem pod Włodzimierzem”.
       Tam po raz pierwszy Szwadron wykonał szarżę z flanki na tyły nacierających Niemców i Węgrów. W efekcie pozwoliło to na poderwanie się naszej piechoty, która pod ciężkim ogniem broni maszynowej i granatników zaległa na przedpolu Włodzimierza. Niemcy w panice rzucili się do ucieczki, chowając się w umocnieniach na przedpolu Włodzimierza. Spieszeni kawalerzyści w kontrnatarciu wzięli dwóch Niemców do niewoli. W piechocie straty: 3 zabitych, 2 rannych. W kawalerii jeden poszkodowany – piszący ten życiorys. Ranny w przednią nogę koń padając wyrzucił mnie z siodła. Wylądowałem głową w śniegu, co spowodowało konieczność umieszczenia mnie w szpitalu. Tę szarżę prowadził dowódca Szwadronu, ppor. „Jarosław”. Po lewej stronie, a Ojciec po prawej rozciągniętego w linię Szwadronu. Następnym zadaniem dla Szwadronu (ok. 20 – 21 marca) było przejście przez linię frontu do Sztabu Armii Frontu ukraińskiego. Celem tej akcji było zabezpieczenie osoby Szefa Sztabu naszej Dywizji, majora” Żegoty”, który przekazał różne informacje o działaniu jednostek niemieckich, ich liczebne zwiększenie, szczególnie jednostek pancernych i jednostek ciężkiej artylerii. Również poważnego wzrostu działań lotniczych. Najważniejszym celem było uzgodnienie działań wspólnych naszej Dywizji, jednostek partyzanckich radzieckich oraz jednostek regularnych Armii Radzieckiej (54 i 56 Pułki Kawalerii Gwardii). Przejście przez linię frontu zabezpieczali Rosjanie. Odbyło się to bez żadnych kłopotów. Po dotarciu do Sztabu Frontu (miejscowość Kołodziżno) Ojciec sfrontował Szwadron. Padły komendy. Meldunek złożył generałowi Siergiejewowi. Rosjanie podziwiali prezentację Szwadronu, jego wyszkolenie, wygląd i uzbrojenie. Trzeba przyznać – zajęli się nami bardzo dobrze. Ojciec z majorem „Żegotą” poszli do Sztabu Armii uzgadniać wyżej wymienioną współpracę. Rozmowy przeciągały się, okazało się później, że przyczyną tego przeciągania się był przyjazd Marszałka Rokossowskiego. Powrót też był udany. Najgorsza była pogoda. Zaczął padać deszcz ze śniegiem, co przy dużym wietrze i mrozie powodowało zamarzanie naszych ubiorów i szybkie zmęczenie, bo do przejechania mieliśmy ponad 60 km. Jednak przejechaliśmy szczęśliwie bez żadnych utarczek, bardzo zmęczeni i zmarznięci.
       Aktywność bojowa Niemców pod koniec marca bardzo wzrosła. 22 marca na nasze zgrupowanie od strony Włodzimierza i Uściługa uderzyły doborowe oddziały niemieckie, wspomagane przez dużą jednostkę artylerii i bron pancerną.
       Podobnie jak w Boju pod Włodzimierzem tak i w tym boju, nazwanym „Bojem pod Kapitułką”, nasze jednostki zwyciężyły, jednak z dużym wysiłkiem. Straciliśmy 7 zabitych i 5 rannych. Jednym z rannych – i to ciężko – był dowódca Szwadronu, ppor. „Jarosław”. W boju tym, tak jak poprzednio, Szwadron 19 Pułku Ułanów odegrał bardzo ważną rolę. Tak jak poprzednio szarżował ze skutkiem na piechotę niemiecką. Jego szybkie poruszanie się w osłoniętym lasem terenie zmyliło artylerzystów niemieckich, którzy zamiast ostrzelać Szwadron, ostrzelali własne wozy pancerne, co spowodowało ich wycofanie się z pola walki.
       Dowódcą Szwadronu ponownie został chorąży „Ryś” (Dominik Demczuk), awansowany na ten stopień na początku marca. Do końca marca na naszym odcinku bronionego terytorium panował spokój. Ofensywa niemieckich jednostek zaczęła się na początku kwietnia. Nastąpiło scalenie naszej Dywizji. Linia obrony zmniejszyła się do 60 km. Na dawne tereny zajmowane przez zgrupowanie „Gromada”, weszły jednostki Armii Rosyjskiej, ponieważ Niemcy w swojej ofensywie włączyli duże jednostki pancerne oraz lotnicze. Nastąpiło wycofanie się naszych jednostek z terenów otwartych na tereny bagienno – leśne. Szwadron otrzymał nowe zadanie. Spieszeni kawalerzyści włączyli się do obrony grobli, która była jedyna drogą, prowadzącą do kompleksu leśnego, gdzie przebywały nasze jednostki. Obrona grobli trwała 2 dni. Następne zadania – ochrona miejsca zrzutu, którego dokonały samoloty angielskie, ewakuacja szpitala w głąb lasów Zamłyńskich. Ostatnim bardzo ważnym zadaniem Szwadronu było ubezpieczenie tylne jednostek polsko-rosyjskich w marszu do rzeki Prypeć, gdzie zgodnie z porozumieniem z Rosjanami zgrupowanie miało przejść przez linie frontu na stronę rosyjską. Była to noc z 21 na 22 kwietnia.
       Na skutek bardzo trudnych warunków klimatycznych w porze nocnej oraz błędu rosyjskich zwiadowców, nastąpiło przerwanie kolumny. Piechota poszła inną trasą, a kawaleria (Pułki 54 i 56), tabory i nasz Szwadron – inną. Dotarliśmy do wsi Zamłynie, gdzie mieliśmy przekroczyć rzekę Neretwę. Za rzeką były stare bunkry, jak oświadczyli rosyjscy zwiadowcy – puste. Gdy pierwsze oddziały wjechały na łąkę przed rzeką, z bunkrów otworzyli ogień Niemcy z ciężkiej broni maszynowej i granatników, co spowodowało panikę koni pułków rosyjskich, które były na otwartej przestrzeni przed rzeką. Pociski świetlne, wybuchy granatów spotęgowały szybkie i chaotyczne wycofywanie się Rosjan. Nawała koni wpadła na nasz Szwadron, który zatrzymał się pod lasem. Ten chaos spowodował tak duże zamieszanie, że o jakiejkolwiek obronie nie było mowy. Pierwszą ofiarą tej nawały ognia był rosyjski pułkownik Kobylański i jego córka, siedząca przed nim na tym samym koniu. Jednak chorąży Dominik Demczuk „Ryś” nie poddał się tej psychozie strachu. Zebrał żołnierzy z naszego Szwadronu oraz piechurów osłony taborów, przeprawili się przez rzekę i zachodząc bunkry od tyłu, granatami i ogniem broni własnej zlikwidowali załogi bunkrów oraz tych, którzy byli w okolicznych domach wioski. Za ten śmiały atak chorąży Demczuk „Ryś” otrzymał srebrny Krzyż Virtuti Militari 4 klasy oraz Krzyż Walecznych za zwycięskie szarże pod Włodzimierzem.
      Wręczenie tych odznaczeń odbyło się w lipcu 1965 r. przez Departament Kadr MON, mimo, że rozkaz nadania wystawiło Ministerstwo Obrony Narodowej w Londynie w 1945 r. Na zaświadczeniu wydanym przez MON widnieje napis „Wydano przez Kompetentne Władze”.
       Bój ten dla piszącego ten życiorys był tragiczny. Zostałem uznany za zabitego. Do wspólnego grobu, mogiły polsko – rosyjskiej, osobiście złożył moje ciało mój Ojciec. Nie zdążono zasypać rowu, bo nastąpił atak wojsk niemieckich. Nasze i rosyjskie oddziały wycofały się do lasu. Niemcy nie interesowali się zabitymi bandytami (jak nas nazywali), i dlatego ocalałem. Tę tragiczną pomyłkę należało złożyć na warunki, w jakich rozgrywał się bój. W książce Michała Fijałki i innych publikacjach, we fragmencie o boju pod Zamłyniem figuruje pseudonim „Hańcza” – winno być „Ryś”. Ppor. „Hańcza” był w pierwszej grupie kolumny, która poszła inną trasą. Chaotyczne wycofywanie się pułków rosyjskich rozbiło naszą kolumnę. Rosjanie od razu zmienili trasę marszu zwiększając szybkość – spowodowało to utratę taborów, a z nimi żywności, amunicja itp. W Szwadronie było dużo rannych koni, kilkanaście zabitych. Szwadron wycofał się sprawnie i podążył trasą okrężną w kierunku torów. Jednak droga była już zamknięta przez pociąg pancerny, czołgi i doborowe jednostki niemieckie. Nastąpił ponowny odwrót pod silnym ostrzałem niemieckim. Próby forsowania innych kierunków konno nie zdały egzaminu, ponieważ wraz z kawalerzystami byli też kawalerzyści bez koni i inni żołnierze z osłony taborów i wycofujący się z innych jednostek, którym nie udało się przejść przez tory. Zapadła decyzja – ranne konie zlikwidować i przeznaczyć na pożywienie. Zdrowe konie pozostawić w wioskach, zamieszkałych przez Polaków. Stworzyć oddział pod dowództwem por. „Białego” i przebijać się do rzeki Bug, przejść na drugą stronę, dołączyć do jednostek tam istniejących, zasilając je zbrojnie w walce na terenie Zamojszczyzny.
       30 czerwca 1944 powstał Batalion Zbiorczy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty. Dowódcą jego został por. „Biały”. Chorąży Dominik Demczuk „Ryś” został dowódcą II kompanii (zachowało się zdjęcie, na którym widać chorążego „Rysia” przed szeregiem Batalionu w Szczebrzeszynie). Batalion wraz z innymi jednostkami AK (oddziały miejscowe), AL., BCh i rosyjskimi oddziałami partyzanckimi walczył w okrążeniu oraz stoczył zwycięską walkę z wycofującymi się Niemcami w rejonie Topolcza – Turzyńca. 26 lipca Batalion wkroczył do Szczebrzeszyna, gdzie w dniu 30 lipca został podstępnie rozbrojony przez Rosjan.
      
Ułan Wołyński nr 26 czerwiec 2006 rok
Zbigniew Piasecki
Żołnierze Armii Krajowej rodem z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich



        Pan Zbigniew Piasecki ze Szczecina jest wieloletnim członkiem naszego Stowarzyszenia. Harcerz z Ostroga nad Horyniem i syn zamordowanego w Katyniu chorążego Władysława Piaseckiego z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. W latach wojny kpr. Zbigniew Piasecki używający pseudonimów „Czekolada” i „Różycki” był żołnierzem Armii Krajowej i uczestnikiem Powstania Warszawskiego 1944 roku. Jego wspomnienia z udziału w walkach batalionu ”Miłosz” na terenie Śródmieścia Warszawy, drukowaliśmy w Nr.22 Ułana Wołyńskiego. Pan Zbigniew Piasecki nadesłał uzupełnioną o kolejne nazwiska i pseudonimy notatkę. Zawiera ona imienny wykaz znanych mu żołnierzy Armii Krajowej związanych z 19 Pułkiem Ułanów Wołyńskich.
Żołnierze Armii Krajowej rodem z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich
  • Hanna Zawistowska ps.”Hanka” córka pułkownika Dezyderiusza Zawistowskiego z 19 Pułku Ułanów uczestniczyła w Powstaniu Warszawskim w jako sanitariuszka w Zgrupowaniu mjr.”Sosny”, ”Roga”, batalion ” Bończa II ”.
  • Wanda Demczuk córka chorążego Dominika Demczuka była sanitariuszką w szwadronie 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w ramach 27 Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej.
  • Dominik Demczuk „Ryś” chorąży19 Pułku Ułanów Wołyńskich,. Twórca i szef i zastępca dowódcy szwadronu 19 Pułku Ułanów w 27 Wołyńskiej Dywizji A.K.
  • Jerzy Demczuk syn chorążego Domonika Demczuka , ułan szwadronu 19 Pułku Ułanów w 27 Dywizji Wołyńskiej A.K.
  • Henryk Migdał syn chorążego Migdała z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, żołnierz 45 Pułku Piechoty, batalion”Gzymsa”. W 27 Wołyńskiej Dywizji A.K.
  • Jerzy Nowakowski „Lis” syn starszego wachmistrza 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, żołnierz 45 Pułku Piechoty batalion ”Gzymsa”, 27 Wołyńska Dywizja A.K.
  • Lucjan Paczewski „Finkarz” syn wachmistrza19 Pułku Ułanów Wołyńskich, żołnierz 45 Pułku Piechoty, Oddział por.”Bomby”, 27 Wołyńska Dywizja A.K.
  • Zbigniew Piasecki „Czekolada”,”Różycki” syn chorążego Władysława Piaseckiego z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, walczył w Powstaniu Warszawskim, Zgrupowanie płk.”Sławbora”, 72 Pułk Piechoty AK batatalion ”Miłosz” potem w 4 Pułku Piechoty Legionowej AK.
  • Wacław Wiarkowski „Paluszek” wachmistrz 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.W 1943 r walczył w 45 Pułku Piechoty AK , batalion” Gzymsa”, 27 Wołyńska Dywizja A.K.
  • Antoni Tuhy do 1939 roku służył w 19 Pułku Ułanów Wołyńskich. 45 Pułk Piechty, batalion”Gzymsa”. 27 Wołyńska Dywizja A.K.
  • Jan Zandrowicz chorąży 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Powstaniu Warszawskim w sztabie płk.”Radwana”.
  • Waldemar Zandrowicz „Długi” syn chorążego Jana Zandrowicza, w Powstaniu Warszawskim walczył w Zgrupowaniu ”Radosława”, żołnierz batalionu ”Parasol”.
  • Jerzy Zawistowski „Zerwicz” syn pułkownika Dezyderiusza Zawistowskiego z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, poległ w Powstaniu Warszawskim, walczył w Zgrupowaniu płk.„Sławbora”, batalion ”Miłosz”.
  • Ipohorski-Lenkiewicz syn majora Mieczysława Ipohorskiego- Lenkiewicza z 19 Pułku Ułanów Wołyńskich, Obwód Warszawski AK. batalion szkoleniowy.
           
  • Są to osoby, z którymi spotykałem się po wojnie na zjazdach 27 Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej. Z chorążym Janem Zandrowiczem widywaliśmy się podczas Powstania Warszawskiego.
    Ułan Wołyński nr 26 czerwiec 2006 rok
    Hanna Irena Różycka
    Opłatek Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich


            W dniu 16 stycznia 2006 roku spotkaliśmy się opłatku ułańskim w Sali Konferencyjnej Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego przy ulicy Senatorskiej w Warszawie. W imieniu gospodarzy powitał nas pan Włodzimierz Majdewicz Przewodniczący Komisji Turystyki Pieszej Zarządu Głównego PTTK, który jest członkiem – współzałożycielem naszego Stowarzyszenia. Pomimo zimowej aury, zebrała się dość liczna grupa członków i sympatyków, a ci którzy nie mogli przybyć na nasz wspólny opłatek, choć bardzo tego pragnęli, łączyli się z nami sercem na odległość.
            Słowo wstępne wygłosiła Prezes Stowarzyszenia Hanna Różycka, dziękując za zaproszenie naszych członków i sympatyków na spotkanie organizowane w gościnnych progach na ulicy Senatorskiej. Tradycyjnie, uroczyście podzieliliśmy się opłatkiem składając sobie wzajemnie życzenia z okazji Nowego Roku 2006.
            W świątecznej atmosferze przy blasku świec i lampek choinkowych zajęliśmy miejsca przy odświętnie przystrojonym stole. W szczególnej atmosferze pożegnaliśmy 2005 rok, w którym tak wiele się wydarzyło, głęboko przeżywając odejście do Domu Pana Ojca Świętego-Jana Pawła II.
            W minionym roku obchodziliśmy rocznice wielu wydarzeń historycznych XX wieku. Taką była 25 rocznica powstania Solidarności. Pan Włodzimierz Majdewicz nawiązał do działalności Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego w świetle obchodzonego w tym roku Jubileuszu 100 – lecia działalności, która zawsze była prowadzona w duchu patriotycznym i miłości do kraju ojczystego.
            Na uwagę zasługują wieloletnie działania na rzecz tradycji i chwały polskiego oręża, podkreślające czyny żołnierza polskiego w Powstaniach Narodowych, Kampanii Polskiego Września 1939, Armii Krajowej, oraz 19 Pułku Ułanów Wołyńskich.
            W trakcie naszego uroczystego spotkania była też okazja do zaprezentowania DYPLOMU HONOROWEGO Członka Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich przyznanego pani Hannie Ofrecht.
            Pani Hanna Ofrecht aktualna vice-Prezes naszego Stowarzyszenia i jego współ założycielka jest siostrzenicą majora Feliksa Jaworskiego, legendarnego dowódcy Ochotniczej Jazdy w latach 1917-1920, oraz córką majora Zenona Sierzyckiego. Jej zasługi na rzecz Stowarzyszenia są ogromne. Żałujemy, że nie mogliśmy wręczyć tego dyplomu na naszym spotkaniu opłatkowym. Z nadzieją na następne spotkanie kwietniowe zakończyliśmy naszą skromną uroczystość.
            Życzenia i gratulacje
            Zarząd Stowarzyszenia Rodzina 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w imieniu naszych członków i sympatyków składa najserdeczniejsze życzenia i gratulacje pani mgr Grażynie Sierakowskiej Dyrektor Zespołu Szkół Nr.70 oraz Szkole Nr.204 im. 19 Pułku Ułanów Wołyńskich w Warszawie –Radości z okazji realizacji wspaniałego i odważnego przedsięwzięcia jakim było podjecie z determinacją decyzji o wybudowaniu Hali Sportowej dla Zespołu szkół w Radości. Nowoczesna Hala, największa w tym rejonie ma służyć pokoleniom młodzieży, kształtować jej tężyznę fizyczną oraz zdrowie, a tym samym przyczyniać się do kształtowania charakterów i rozwoju życia duchowego młodych ludzi przyszłości Narodu Polskiego.

    Ułan Wołyński nr 26 czerwiec 2006 rok

    Hanna Irena Różycka
    Otwarcie Hali sportowej w Zespole Szkół nr 70 w Radości


                W dniu 16 lutego 2006 roku odbyła się podniosła uroczystość otwarcia Hali Sportowej przy Zespole Szkół Nr.70 przy ulicy Bajkowej w Warszawie – Radości, na która przybyła licznie młodzież z rodzicami i gronem pedagogicznym oraz zaproszeni honorowi goście.
                Punktualnie o godzinie 9.30 w nowej Hali Sportowej zabrzmiał hymn narodowy „Jeszcze Polska nie zginęła”.
                Uroczyście wprowadzono sztandar szkoły. Rozpoczęła się msza święta polowa, która celebrował arcypasterz Diecezji Warszawsko –Praskiej ks.arcybiskup gen.dyw. Leszek Sławoj Głódź.
                Po wygłoszeniu okolicznościowej homilii skierowanej do młodzieży i wychowawców ksiądz arcybiskup dokonał aktu poświęcenia Hali. Na jednej ze ścian zawieszony został krzyż. Po mszy świętej nastąpił dalszy ciąg oficjalnego programu uroczystości.
                Dyrektor Zespołu Szkól pani Grażyna Sierakowska powitała wszystkich przybyłych na uroczystość oraz zaproszonych gości, a więc arcybiskupa Leszka Głódzia, Szefa Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej pana Andrzeja Urbańskiego, Komisarza miasta stołecznego Warszawy pana Mirosława Kochalskiego, przedstawiciela Ministra Edukacji, władz wojewódzkich, kuratora oświaty, Rady Miejskiej i Samorządu terytorialnego.
                Złożyła wyrazy podziękowania za okazaną pomoc w realizacji trudnego zadania budowy Hali Sportowej.
                Program przewidywał przemówienia gości oraz rodziców, w których imieniu składano gratulacje i życzenia na przyszłość, po czym nastąpił historyczny akt przecięcia wstęgi, który dokonał się przy udziale honorowych gości oraz ucznia pierwszoklasisty.
                Ogromne brawa na sali, kwiaty. Ogromną radość i uniesienie nie trudno było zauważyć na twarzy pani dyrektor Sierakowskiej, grona pedagogicznego, rodziców a przede wszystkim młodzieży.
                I mu przedstawiciele Stowarzyszenia Rodzina 19 pułku Ułanów Wołyńskich dzieliliśmy te powszechną radość.
                W tym ważnym momencie dla życia Szkoły, upragniona hala sportowa została oddana we władanie młodzieży.
                Wyrażamy głęboką nadzieję, że uczniowie potrafili docenić fakt, jak wiele osób i instytucji poświęciło wiele trudu i sił by, aby wesprzeć to dzieło.
                Młodzież udowodni to wynikami w nauce i sporcie.
                Na tym zakończona została część oficjalna.
                Po krótkiej przerwie młodzież przedstawiła wspaniałe widowisko, odegrane z wielkim kunsztem aktorskim, sięgające dziejów sportu w czasach prehistorycznych, w starożytności aż do współczesności.
                Ciekawy scenariusz, barwna i bogata scenografia oraz zdolności aktorskie sięgnęły zenitu.
                Słowa uznania należy skierować pod adresem grona pedagogicznego i wychowawców tej uzdolnionej młodzieży.
                Zebrani na sali uczestnicy uroczystości zasłużonymi brawami wynagrodzili wykonawców.
                Uroczystość szkolna dobiegła końca, ale długo pozostanie również w naszej pamięci. Pozostał jeszcze wpis do Księgi Pamiątkowej Szkoły, która przyjęła za swego patrona nasz 19 Pułk Ułanów Wołyńskich.
                Wszyscy uczestnicy uroczystości zostali zaproszeni na tradycyjne pyszne pierożki i oczywiście na urodzinowy tort.
               
    Ułan Wołyński nr 35 listopad 2008 rok
    Powołane w dniu 8 października 1994
    STOWARZYSZENIE RODZINA 19 PUŁKU UŁANÓW WOŁYŃSKICH
    prowadzi działalność statutową której celem jest konsolidacja
    środowiska oficerów, podoficerów i ułanów 19 Pułku Ułanów, ich rodzin i sympatyków Pułku.
    Adres i telefon kontaktowy:
    HANNA OFRECHT
    kontakt e-mail: office@ulan-wolynski.org.pl
    ul.Suchodolska 24 m 19
    04-016 Warszawa
    tel.022-813 66 45
    powrót na stronę główną